Aby zachęcić Was do pobrania i przeczytania najnowszego numeru HISTERII, czasopisma poświęconego literackiej grozie, zamieszczam poniżej fragment mojego opowiadania, opublikowanego wraz z wieloma innymi ciekawymi tekstami. Pobierajcie więc, to nic nie kosztuje ;-)
Dzień
Opiekuna
Tomasz Graczykowski
Czwartego września rano do Azylu przywieziono kolejną dziewczynkę. Była
to ładna blondynka o fiołkowych oczach, ubrana już, jak wszystkie
podopieczne, w granatowy mundurek. Kiedy po raz pierwszy usiadła
z innymi w stołówce przy śniadaniu, z jej niewinnej twarzy biła
dezorientacja. Oraz zdziwienie, gdyż widok około pięćdziesięciu dzieci
zebranych w jednym miejscu i siedzących w absolutnej ciszy był
dla niej nienormalny.
Dom Dziewczynki w Easting
nazywano właśnie Azylem. Najpierw mówili tak o nim Opiekunowie, twierdząc,
iż jest to bezpieczna przystań porzuconych i osieroconych dzieci,
schronienie przed okrucieństwem świata zewnętrznego. Później także dziewczynki
nauczyły się tak nazywać swój kolejny dom, jednakże myślały o nim
w kategoriach różnych od tego, co mówili Opiekunowie. One wiedziały, że
jest to schronienie tylko dla nich, dla Opiekunów. Ich prawdziwy azyl.
Nowa mieszkanka nie wiedziała niczego o Azylu. Była nieśmiała
i zagubiona, lecz w jej fiołkowych oczach nie gościł lęk. Rozglądała
się ciekawie wokoło, podczas gdy inne dzieci siedziały ze spuszczonym wzrokiem,
wbijając go w swe dłonie i talerze. Nie odzywały się i nie
rozglądały, siedziały tylko w ciszy, jakby nie były wcale małymi dziewczynkami.
Nazywała się Alison. Ona jedna patrzyła na trójkę Opiekunów
przechadzających się między stołami. Przyglądała się starej pannie Horefox
i jej zaszytemu grubą, czarną nicią lewemu oku, spoglądała na pozbawioną
palców prawą dłoń kulejącego pana Staxa, i zastanawiała się, cóż takiego mogło
im się przytrafić. Pokrywających cały brzuch blizn pani Nemedy nie widziała,
ale i ona wydała jej się okaleczona. Może takie wrażenie sprawiała jej
ciągle wykrzywiona w gniewnym grymasie twarz i zimny wzrok.
A może nie.
Mimo tego, że Opiekunowie uśmiechali się do niej od czasu do czasu
i patrzyli na nią z ciekawością, ona z jakiegoś powodu szybko
przestała im się przyglądać i nie odwzajemniała już uśmiechów. Może
zawstydzało ją ich widoczne kalectwo, może zaczynała wyczuwać ich dwoistą naturę.
A może nie.
Trafiła do Azylu w nieodpowiednim czasie, choć jeszcze o tym
nie wiedziała. Niedługo, bo już pierwszego października, wypadał obchodzony
tylko tutaj Dzień Opiekuna. Gdyby przybyła miesiąc później, miałaby niemal cały
rok do następnego. A tak i ona musiała teraz w nim uczestniczyć.
Czy tego chciała, czy nie ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz