niedziela, 23 sierpnia 2015

W CIENIU KRZYŻA - fragment #2


FRAGMENT #2

Teraz był spokojny, choć wiedział, że za chwilę znowu będzie walczył z Arkanem. Przywódca grupy Nocnej miał siedemnaście lat, a jego strategii walki nie można było nazwać subtelną. Zawsze dążył do zbliżenia i walki wręcz, najwyraźniej czuł się w bliskim starciu lepiej, niż walcząc na dystans. Patryk odwrotnie: dotychczas wolał walkę spokojniejszą, z czasem na przemyślenie kolejnego ruchu. Jednak teraz widział, że musi nauczyć się również działania szybkiego, zadawania obrażeń nie tylko za pomocą broni, ale i metalowych pięści. Nauczka, jaką otrzymał w przegranej walce, zmieniła jego postrzeganie i zmobilizowała go do jeszcze intensywniejszych treningów na sali gimnastycznej.
Ekran jego hełmu wypełniły nagle parametry ładowania scenariusza walki, więc dźwignął się i stanął na macie. Kolumny błękitnych liter i cyfr szybko przesuwały się przed jego oczami, aż ukazał się pasek postępu. Kiedy dobiegł do stu procent, chłopiec ujrzał przed sobą scenerię złomowiska samochodów. Wszędzie leżały przeżarte rdzą wraki, po ich bokach stały kolumny opon samochodowych, a dalej wznosiły się góry metalowych części. Szara zbroja Patryka stała wśród wszechobecnych odcieni brązu, a niebo nad nią było zachmurzone i szare.
Chłopiec ruszył. W momencie kompletnego załadowania scenerii walki rozpoczynał się pojedynek, więc należało być czujnym już od pierwszej chwili.
Pobiegł za trzy leżące na sobie jeden na drugim wraki samochodów osobowych i przykucnął za nimi. Pamiętał ostatnią walkę z Arkanem i spodziewał się teraz, że lider grupy Nocnej biegł gdzieś między wrakami, by znaleźć go jak najszybciej i zaatakować. Patryk wiedział, że nie uniknie walki wręcz, ale miał nadzieję, że uda mu się trafić mecha przeciwnika z zaskoczenia, zanim właściwa walka się zacznie. Może nawet osłabi go na tyle, że obrażenia spowolnią Arkana.
Rozglądał się wokoło, lecz ciągle nie widział czarnego mecha. Wysunął z prawego barku wyrzutnię małych rakiet o dużej sile rażenia, a z lewego miotacz plazmy. Z przedramienia mecha wysunęło się także długie ostrze, na wypadek gdyby Patryk jednak nie miał tyle czasu, by wycelować i wystrzelić z broni. Głównymi atutami jego przeciwnika były szybkość i niszczące ciosy, które zgniotą jego zbroję, jeśli tylko dojdzie do starcia wręcz.
Chłopiec zastanawiał się, jak może wykorzystać na swoją korzyść elementy scenerii złomowiska. Wiedział już, że każda sceneria ma swoje plusy i minusy, że zawsze jest coś, co można wykorzystać dla uzyskania przewagi nad przeciwnikiem. W lesie była to bardzo słaba widoczność, której Dominik użył, by zbliżyć się do niego niepostrzeżenie. Mógł dzięki temu manewrowi wygrać walkę, gdyby Patryk go nie przewidział.
„Tutaj mogę wykorzystać ciężar wraków lub użyć metalowych rur, by zadawać większe obrażenia” — pomyślał.
Nagle samochodowe drzwi przeleciały nad głową jego mecha i uderzyły w kolumnę stojących za nim opon, które spadały na zbroję Patryka, odbijały się i turlały dalej. „Znalazł mnie — pomyślał. — A ja nawet go nie usłyszałem!”
Podniósł się i rozejrzał. Czarny mech biegł w jego stronę żwirowaną drogą, kopiąc i przeskakując turlające się opony. Przebiegał właśnie obok góry samochodów i Patrykowi przyszło do głowy, że może uda mu się strącić któryś na Arkana. Wystrzelił w stos metalu kilka małych rakiet, a z miotacza plazmy wypalił prosto w czarną zbroję. Wśród ogłuszającego huku i zgrzytu zobaczył, że trafił mecha w nogę, przerywając jego bieg i sprawiając, że przyklęknął na jedno kolano. Prawe udo iskrzyło, a za zbroją jeden z wraków samochodu osobowego zsuwał się z metalowej sterty. Patryk patrzył, jak zjeżdża w dół, uderza w drugi wrak, koziołkuje i spada tuż za czarnym mechem, uderzając go w plecy. Zbroja poleciała do przodu, jednak oparła się na jednej z opon i niemal natychmiast podniosła. Obok czarnej głowy wysunęła się wyrzutnia i w następnej chwili rakieta eksplodowała tuż przy mechu Patryka, trafiając w najwyższy z trzech stojących na sobie wraków, za którymi ukrywał się chłopiec. Odskoczył w bok, unikając przygniecenia przez ciężki złom, po czym ruszył biegiem w kierunku Arkana. Tamten wystrzelił kolejną rakietę, więc Patryk rzucił się na drogę, przeturlał kilkakrotnie i gdy znalazł się tuż przy przeciwniku, wbił ostrze w jego pierś. Posypały się iskry i czarny mech cofnął się o krok, więc Patryk wyszarpnął ostrze i cofnął ramię, by wbić je w niego jeszcze raz. Jednak nie zdążył. Arkan kopnął go w pierś, a siła uderzenia odrzuciła zbroję Patryka w tył. Wylądował na plecach, lecz szybko uniósł głowę, by nie stracić wroga z oczu. W samą porę, bo mech Arkana skoczył wysoko w górę i opadał teraz na niego z nogą uniesioną do zabójczego kopnięcia. Chłopiec przeturlał się w bok, podniósł szybko i nie patrząc, uderzył ostrzem na wyczucie. Poczuł, że trafił w metalowy korpus. Gdy odwrócił głowę, ujrzał iskrzącą szramę w miejscu oczu zbroi. Prostokątne otwory w metalowej głowie normalnie świeciły jasnozielonym światłem, lecz teraz były czarne. Patryk uszkodził sensory wizualne mecha, oślepiając go.
Chłopiec wyprostował się i opuścił ramię. Oślepienie przeciwnika w praktyce oznaczało, że właściwie wygrał już walkę. Jednak nie lekceważył Arkana. Wiedział, że musi dobić go tu i teraz, w tej chwili, aby zwycięstwo było ostateczne. Schował ostrze w pancerz ramienia i podszedł do kręcącego bezsilnie głową przeciwnika. Zacisnął metalową pięść, po czym uderzył raz i drugi, a potem znowu. Czarna głowa odskakiwała w tył po każdym kolejnym ciosie, ale przeciwnik nie rezygnował, próbował uderzać na oślep, wystrzelił także rakietę, lecz przeleciała ona metr od szarego mecha Patryka. Chłopiec stwierdził, że już dość. Chwycił obiema rękami oślepioną głowę i wykręcił ją mocno, odrywając od szyi i odrzucając na bok. Czarny korpus zachwiał się, upadł na wznak i już się nie poruszył, jedynie iskry nadal sypały się przy wtórze wyładowań elektrycznych.

sobota, 22 sierpnia 2015

Egzemplarze recenzenckie W CIENIU KRZYŻA

Jeśli ktoś z Was lubi książki w tematyce thrillera/ horroru science fiction, to mam do przekazania egzemplarze recenzenckie mojej nowej powieści "W cieniu krzyża". Na razie powieść jest dostępna tylko w formie elektronicznej, w formacie PDF, jednak jeśli ktoś będzie chętny zagłębić się w mroczny świat alternatywnej, bliskiej przyszłości Polski i zmierzyć z fabułą powieści, niech zostawi komentarz pod tym postem.


poniedziałek, 17 sierpnia 2015

W CIENIU KRZYŻA - fragment powieści:

W CIENIU KRZYŻA - FRAGMENT POWIEŚCI:



Wiedział, że dużo ryzykuje, kontynuując swoją zemstę przeciwko Ukrytym w tym miejscu. Zdawał sobie sprawę, że podejmowanie aż tak dużego ryzyka ocierało się o szaleństwo, jednak czuł, że nie odpuści. Ciągle żywe były w nim wspomnienia psychicznych i fizycznych tortur, których ofiarą przez długie lata byli on i jego matka. Nadal doskonale pamiętał, co ojciec im robił i do czego ich zmuszał. Doświadczyli tak wielu cierpień z jego rąk, że nienawiść do tego typu ludzi pozostanie w nim już na zawsze, tak samo silna i paląca.

Siedzieli z mamą przed dużym hekranem i oglądali film dla dzieci. Był wieczór, zjedli już kolację we dwoje, bo ojciec jeszcze nie wrócił z pracy.
Mama siedziała zamyślona, obejmując go jedną ręką. On jadł ciastka, wybierając je z leżącego obok pudełka i patrząc, jak chłopiec na hekranie biegnie za małą, sprytną wiewiórką.
Wyczuwał, że mama jest zdenerwowana, choć kiedy na nią spoglądał, uśmiechała się i głaskała go po włosach. Miał zaledwie kilka lat, ale potrafił już wyczuć nastrój, w jakim się znajdowała.
Usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi mieszkania. Mama drgnęła, lekko, niemal niedostrzegalnie. Ręka gładząca go po głowie zatrzymała się na chwilę, a potem znowu zaczęła się poruszać, lecz już nie tak lekko i czule jak przedtem.
Do pokoju wszedł ojciec. Miał mętny wzrok i patrzył na nich wyzywająco, jak zawsze, gdy wracał wieczorem z baru.
Chłopiec wyraźnie wyczuł narastające w pokoju napięcie. Matka podniosła się i uśmiechnęła do niego. Powiedziała do ojca, że kolacja już na niego czeka. Była wysoką, szczupłą kobietą o długich blond włosach, które kojarzyły się chłopcu z włosami lalek, którymi bawiły się jego koleżanki.
Ojciec również był wysoki, masywnie zbudowany. Zawsze wydawał mu się bardzo dużym człowiekiem. Ale chłopiec nie lubił, kiedy wymagał od niego robienia rzeczy, których nie rozumiał. Nie lubił, kiedy głośno krzyczał. Nie lubił już także tego, gdy brał go na kolana i uśmiechał się, bo wiedział, że za chwilę może go uderzyć.
Ojciec powiedział, że nie będzie jadł. Nadal stał nieruchomo w drzwiach pokoju, patrząc to na matkę, to na syna. Pod wpływem tego spojrzenia chłopiec rozpłakał się. Wydawało mu się okropne. Potem ojciec powiedział, że mają się modlić, że muszą prosić o odkupienie win ludzkości, by trafić do nieba.
Wydawało się, że matka skurczyła się w sobie, struchlała. Spojrzała na chłopca ze strachem w oczach, a on, choć był jeszcze bardzo młody, potrafił już odróżniać uczucia, które często oglądał. Sam również zaczął się bać. Szlochał coraz mocniej.
Matka nachyliła się nad nim i wzięła go za rączkę. Powiedziała, że pora już iść do pokoju i się położyć. Kiedy upuścił na dywan ciastko i wstał, ojciec podszedł do nich i pchnął matkę. Upadła na podłogę obok niego.
„Będziecie się modlić o zbawienie waszych przeklętych heretyckich dusz” — powiedział. Matka wstała i krzyknęła na niego, żeby dał im spokój. Uderzył ją w twarz, więc upadła z powrotem. Z jej nosa pociekła krew. Chłopiec klęknął przy niej i przytulił ją, płacząc teraz jeszcze głośniej. Nagle poczuł, jak ojciec odrywa go od niej i rzuca na łóżko. Potem ujrzał, że chwyta mamę za włosy i unosi ją do góry.
„Módl się — powiedział. — Na kolana!”.
Matka krzyknęła z bólu, lecz po chwili wypełniła rozkaz ojca. Uklękła i złożyła ręce do modlitwy, a łzy ściekały jej po policzkach. Cichutko też szlochała.
Ojciec podszedł do niego i pociągnął go na podłogę, obok matki. „Klęknij” — powiedział. Chłopiec posłusznie wypełnił polecenie, wiedząc już, co ma robić. Tata często kazał im tak klęczeć i mówić rzeczy, których on jeszcze nie rozumiał.
Teraz powiedział, że ich dusze są przeklęte i mają prosić Boga o wybawienie, jeśli nie chcą płonąć wiecznie w ogniu piekielnym. Matka zaczęła się modlić, a chłopiec powtarzał za nią to, co mówiła.
„Jeszcze — zarządził ojciec. — Nie przerywajcie” — mówił. Wyszedł z pokoju, lecz po chwili wrócił, trzymając w dłoni sznur z zawiązanymi na całej jego długości supłami. Chłopiec przestraszył się jeszcze bardziej, bo wiedział, do czego ta rzecz służy.
Popatrzył na matkę. Miała szeroko rozszerzone oczy, była przerażona. Znowu. Spojrzała na niego i oboje zapłakali jeszcze mocniej, starając się wypowiadać słowa modlitwy. Chcieli zadowolić ojca, sprawić, żeby zostawił ich w spokoju.
Ale on nawet o tym nie myślał. Podszedł bliżej i zamachnął się sznurem. Potem z całą siłą uderzył chłopca w plecy, aż dziecko krzyknęło rozdzierająco i padło przed siebie, na dywan. Matka również krzyknęła i pochyliła się nad nim, a wtedy spadły kolejne razy. Sznur smagał jej plecy i głowę, twarz i ramiona, pozostawiając tam, gdzie uderzył, czerwone i krwawiące ślady. Matka krzyczała, by już przestał, ale ojciec nie słuchał. Ciężko oddychając, uderzał dalej, sapiąc i mówiąc, że ich dusze są przeklęte, że tylko pokuta może przynieść im wybawienie. Krzyczał, że muszą zapłacić za swoje bezbożne życie.
Mijał czas, a ojciec nie przestawał smagać ich sznurem. Większość razów otrzymała matka, która leżała teraz bez ruchu, łkając tylko cicho i nie mając już dość woli, by zrobić cokolwiek innego, niż tylko czekać, aż ojciec skończy. Chłopiec patrzył spod jej ramienia prosto na unoszącą się i nachylającą twarz ojca, czerwoną z wysiłku, z kropelkami śliny na brodzie i policzkach. Widział jego przepełnione gniewem oczy i wygięte w nienawistnym grymasie wargi. Słyszał jego ciężki, świszczący oddech. Patrzył, jak plamy potu rozszerzają się na białej koszuli, częściowo wychodzącej ze spodni. Nie spuszczał z niego wzroku, aż ramię matki zsunęło się z jego głowy i sznur zaczął uderzać go po oczach i policzkach. Wtedy odwrócił twarz, płacząc głośno z bólu i starając się schować pod nieruchome ciało matki…

Na samo wspomnienie tamtych lat chłopak zacisnął szczęki, a w jego wzroku pojawiła się nienawiść. Spojrzał na wyświetlaną w dolnym rogu ekranu godzinę i stwierdził, że zajęcia skończą się za kilkanaście minut. Nie mógł dłużej ryzykować, istniała bardzo prawdopodobna możliwość, że pułkownik może wrócić wcześniej. Cholera.

Zamknął wszystkie pootwierane okna i wszedł do rejestru komputera. Pracował szybko, wiedział, że z każdą kolejną minutą przebywania w gabinecie ryzyko odkrycia się zwiększa.

W rejestrze usunął wszystkie ślady swoich działań na craytopie. Wątpił, by Arden sprawdzał tak gruntownie swój komputer, jednak ryzyko istniało zawsze. Lepiej być przezornym, niż później żałować. Zbyt wiele było do stracenia.





W CIENIU KRZYŻA - od dzisiaj w sprzedaży

W CIENIU KRZYŻA - moja najnowsza powieść, thriller/ horror science fiction dzisiaj trafił do sprzedaży. Książka dostępna jest w formie e-booka pod poniższym linkiem:

https://www.goneta.net/sklep2/pl/start/kategorie/proza-doroslych/w-cieniu-krzy%C5%BCa-szczegoly


W bliskiej, alternatywnej przyszłości, przesączonej atmosferą lęku i nietolerancji, nienawiści i izolacji od społeczeństwa, w czasie pełnym prześladowań, rząd Polski powołuje do życia utajniony ośrodek mający na celu kształcenie kilkunastoletnich ludzi obdarzonych szczególnie wysokim ilorazem inteligencji. Młodzi ludzie edukowani są zgodnie z ich indywidualnymi predyspozycjami umysłowymi, jednakże wszyscy bez wyjątku biorą udział w walkach treningowych mechanicznymi zbrojami. Nacisk na ten punkt szkolenia jest niezwykle istotny, gdyż największym światowym wydarzeniem jest turniej Steel Fights, podczas którego reprezentanci narodów świata rywalizują ze sobą, sterując mechami bojowymi.

Do rządowego ośrodka zostają zabrani nowi uczniowie. Wizja spędzenia następnych lat w zamkniętej rządowej placówce, w separacji od rodzin i przyjaciół, nie napawa ich optymizmem, jednakże państwo nie pozostawia im w tej kwestii żadnego wyboru — ich ponadprzeciętna inteligencja nie może zostać zmarnowana, ma przysłużyć się krajowi i sprawić, że sytuacja Polski na arenie światowej zostanie umocniona. Wśród uczniów znajduje się jednak ktoś, kto ma zupełnie inne cele do zrealizowania: haker, którego obecność niesie ze sobą złowróżbny cień śmierci. Ukryty wśród mieszkańców ośrodka, dąży do zrealizowania swoich mrocznych pragnień, niestrudzenie realizując przemyślaną, krwawą vendettę…

piątek, 7 sierpnia 2015

DZIEŃ OPIEKUNA w najnowszej HISTERII - fragment


Aby zachęcić Was do pobrania i przeczytania najnowszego numeru HISTERII, czasopisma poświęconego literackiej grozie, zamieszczam poniżej fragment mojego opowiadania, opublikowanego wraz z wieloma innymi ciekawymi tekstami. Pobierajcie więc, to nic nie kosztuje ;-)

Dzień Opiekuna
Tomasz Graczykowski

Czwartego września rano do Azylu przywieziono kolejną dziewczynkę. Była to ładna blondynka o fiołkowych oczach, ubrana już, jak wszystkie podopieczne, w granatowy mundurek. Kiedy po raz pierwszy usiadła z innymi w stołówce przy śniadaniu, z jej niewinnej twarzy biła dezorientacja. Oraz zdziwienie, gdyż widok około pięćdziesięciu dzieci zebranych w jednym miejscu i siedzących w absolutnej ciszy był dla niej nienormalny.
Dom Dziewczynki w Easting nazywano właśnie Azylem. Najpierw mówili tak o nim Opiekunowie, twierdząc, iż jest to bezpieczna przystań porzuconych i osieroconych dzieci, schronienie przed okrucieństwem świata zewnętrznego. Później także dziewczynki nauczyły się tak nazywać swój kolejny dom, jednakże myślały o nim w kategoriach różnych od tego, co mówili Opiekunowie. One wiedziały, że jest to schronienie tylko dla nich, dla Opiekunów. Ich prawdziwy azyl.
Nowa mieszkanka nie wiedziała niczego o Azylu. Była nieśmiała i zagubiona, lecz w jej fiołkowych oczach nie gościł lęk. Rozglądała się ciekawie wokoło, podczas gdy inne dzieci siedziały ze spuszczonym wzrokiem, wbijając go w swe dłonie i talerze. Nie odzywały się i nie rozglądały, siedziały tylko w ciszy, jakby nie były wcale małymi dziewczynkami.
Nazywała się Alison. Ona jedna patrzyła na trójkę Opiekunów przechadzających się między stołami. Przyglądała się starej pannie Horefox i jej zaszytemu grubą, czarną nicią lewemu oku, spoglądała na pozbawioną palców prawą dłoń kulejącego pana Staxa, i zastanawiała się, cóż takiego mogło im się przytrafić. Pokrywających cały brzuch blizn pani Nemedy nie widziała, ale i ona wydała jej się okaleczona. Może takie wrażenie sprawiała jej ciągle wykrzywiona w gniewnym grymasie twarz i zimny wzrok. A może nie.
Mimo tego, że Opiekunowie uśmiechali się do niej od czasu do czasu i patrzyli na nią z ciekawością, ona z jakiegoś powodu szybko przestała im się przyglądać i nie odwzajemniała już uśmiechów. Może zawstydzało ją ich widoczne kalectwo, może zaczynała wyczuwać ich dwoistą naturę. A może nie.
Trafiła do Azylu w nieodpowiednim czasie, choć jeszcze o tym nie wiedziała. Niedługo, bo już pierwszego października, wypadał obchodzony tylko tutaj Dzień Opiekuna. Gdyby przybyła miesiąc później, miałaby niemal cały rok do następnego. A tak i ona musiała teraz w nim uczestniczyć. Czy tego chciała, czy nie ...